23
Hester stała w oknie, ściskając w rękach połówki zasłon. Nie mogła słyszeć rozmowy Adriana i Horace'a, ledwie widocznych w słabym świetle ulicznej latami, ale mogła się domyślić, o co w niej szło. Zwłaszcza gdy Horace uniósł się na koźle i zaczął szybko, gniewnie gestykulować.Wskazał na jej dom. Adrian zawrócił konia i obaj ruszyli w jej stronę. Hester gwałtownie zaciągnęła zasłony. Gorzej już być nie mogło.W pierwszej chwili chciała zamknąć się w sypialni na klucz i nie odpowiadać na pukanie. Drzwi wejściowe były solidne, i zamki też.Adriana by to jednak nie powstrzymało. 1 Horace'a też nie, sądząc z jego obecnego wyglądu. Gdyby stukali dostatecznie mocno, rozszczekałyby się psy, Dulcie by się obudziła, przykuśtykałaby pani Dobbs, żeby sprawdzić, co się dzieje…Z okrzykiem przerażenia rzuciła się na dół. Dopadła drzwi na moment przed pojawieniem się mężczyzn.
- Ćśśś! - szepnęła ostrzegawczo, ujrzawszy ich gniewne twarze. Zwłaszcza Horace'a.
- Czy on cię skompromitował? - warknął brat.
- To nie twoja sprawa - odcięła się, stawiając na bezczelność. - Przyjechałeś zabrać Dulcie?
- On powiedział, że nie jesteś wdową - wystąpił z oskarżeniem Adrian.
Hester niechętnie zwróciła spojrzenie ku mężczyźnie, którego kochała i którego okłamała.
- Ja… to znaczy… - Rozglądała się w poszukiwaniu odpowiedzi. Odpowiedzi jednak nie było, w każdym razie odpowiedzi wiarygodnej, która nie oznaczałaby zarazem, że obaj mężczyźni mają rację.
Jeszcze raz spróbowała zmienić temat.
- To nie moja sytuacja wymaga, żeby się nią natychmiast zająć, tylko twoja, Horace. Niedługo zacznie świtać. Tylko patrzeć, jak wpadnie tu George Bennett i zabierze Dulcie z powrotem. A wtedy na pewno nie będziecie mogli się pobrać.
Horace spojrzał z troską ku salonowi, gdzie spała jego ukochana, nieświadoma - dzięki Bogu! - że zamęt towarzyszący jej ucieczce jeszcze się wzmógł. Kiedy jednak przeniósł z powrotem spojrzenie na Hester i Adriana, na jego czole pojawił się mars.
- Jako twój brat…
Hester zakryła mu usta ręką.
- Horace!
Odtrącił jej dłoń.
- On już wie, że jesteśmy rodzeństwem. A poza tym jako twój brat mam prawo powiedzieć mu prawdę o łączącym nas związku. - Wziął ją za rękę i głos mu nieco złagodniał. - Jesteś mojąrodziną, Hester. Mojąnajukochańszą siostrą. Moją jedyną siostrą. Niechętnie zgodziłem się utrzymać to w sekrecie. Niechętnie - podkreślił. - Ale wobec tej sytuacji nie mogę pozostać obojętny. Mój panie - zwrócił się do Adriana. - Jeśli nie zachowasz się wobec Hester jak należy, to będziesz miał ze mną do czynienia.
- Horace! - krzyknęła.
- Zgoda - rozległ się głos Adriana.
Oboje, Hester i Horace, spojrzeli na niego zszokowani. Nie mniej zszokowany był on sam, ale czyż nie rozwiązuje to problemu? Pomimo iż nie szukał świadomie żony, co w tym takiego strasznego?Patrzył na Hester, zmiętą, zdenerwowaną, zmęczoną, a jednak piękną, i głównym jego uczuciem było zadowolenie. Oczywiście, że powinni się pobrać. To najlepsze wyjście. Jedyne wyjście.
- Ja… ja nie mogę cię poślubić.
Nie spodziewał się tego. Pomimo to nie ustępował.
- Ależ oczywiście, że możesz. Tak będzie najlepiej.
- Istotnie, to załatwia wszelkie trudności. - Gniew Horace'a momentalnie złagodniał, ustępując miejsca uldze. Chwycił oburącz dłoń Hester. - Pobierzecie się z Adrianem, pobiorę się ja z Dulcie. Urządzimy podwójne wesele. Ale musimy się pośpieszyć. - Zatroskany zmarszczył czoło.
Na twarzy Hester wciąż malował się upór.
- Hester - znowu zabrał głos Adrian. - Wprowadziłaś mnie w błąd co do twojej sytuacji. Gdybym wiedział, że nie jesteś wdową, to… powiedzmy, załatwiałbym sprawy zupełnie inaczej. Skoro jednak znam teraz prawdę, aczkolwiek nadal nie rozumiem, po co stosowałaś tę przebierankę, gotów jestem spełnić mój obowiązek dżentelmena.
Obowiązek dżentelmena? Hester ścisnęło się serce. Nie takie słowa chciała usłyszeć… Dziesięć lat temu może by z entuzjazmem przyjęła okazję poślubienia takiego mężczyzny jak Adrian Hawke, nawet jeśli jego intencje nie były do końca jasne. Marzyła przecież o uczciwej propozycji ze strony jakiegoś dżentelmena. Ale uczciwej nie otrzymała, wyłącznie nieuczciwe, i z czasem doszła do przekonania, iż dobrze się stało. Małżeństwo z którymkolwiek z tych mężczyzn byłoby fatalną omyłką.I tak samo małżeństwo z Adrianem Hawkiem. Kto wie nawet, czy nie większą… Gdyż nie kochała żadnego z tych mężczyzn, którzy w owym czasie obdarzali ją swymi względami. To było tylko głupie dziewczęce zadurzenie, podsycane przez wygórowane ambicje matki i jej własne przekonanie, że małżeństwo może zapewnić jej szczęście.Adriana Hawke jednak kochała.Patrzyła na niego, na wyraz oczekiwania w jego oczach, na utajoną w ich głębi zmysłowość i czuła przemożną pokusę, by to zrobić. Powiedzieć "tak", poślubić go, i do diabła z całą resztą! Dlaczego nie miałaby zaznać trochę radości, rozkoszy, szczęścia, choćby nawet ulotnego?Gdyż byłoby ulotne, i skończyłaby tak jak matka - rozczarowana i samotna.Ileż to razy matka wzięła namiętność ze strony mężczyzny za miłość? Ileż to razy Hester była świadkiem załamania się związku, opartego na uczuciu tylko jednej strony? Wiele lat temu ślubowała, że jej życie będzie inne niż życie matki. Nie było powodu, by zmieniać tę decyzję.Jeśli wyjdzie za mąż - o ile w ogóle kiedykolwiek wyjdzie - to tylko wówczas, gdy ktoś ją będzie kochał, prawdziwie kochał i adorował. W przeciwnym razie pozostanie sama.Zaczerpnęła tchu.
- Ja… doceniam twoją propozycję. Ale… - Przełknęła z wysiłkiem ślinę i pokręciła głową. - Dziękuję, ale nie.
Zapadła cisza.
- Spełniłeś swój obowiązek dżentelmena - podjęła po chwili. - Zaproponowałeś mi małżeństwo, a ja odrzuciłam twoją propozycję. A teraz, Horace, musimy brać się do roboty, żebyś jak najszybciej stąd wyjechał. Na pewno macie z Adrianem coś do omówienia, a ja w tym czasie pójdę naszykować dla ciebie koszyk z prowiantem na drogę.
Odwróciła się i pospieszyła do kuchni.
- Ależ Hester… Hester! - zawołał za nią Horace.
Adrian miał ochotę zrobić to samo, ale nie zrobił. Stał tylko i patrzył, jak Hester odchodzi. Dała mu kosza. Zaproponował jej małżeństwo, a ona powiedziała: nie."Dziękuję, ale nie".Ile to już razy odprawiła go za pomocą tej swojej ulubionej, świętoszkowatej frazy. Okłamała go, zwiodła, a teraz ma czelność dawać mu kosza?
- Nie rozumiem - mruknął Horace.
- Nie rozumiesz? - Adrian zwrócił swój gniew przeciwko Horace'owi. Jak widać, on też go okłamał! - Co tu się dzieje, do diabła? Ona nie jest wdową, ty jesteś jej bratem… Po co te wszystkie sekrety? Czy ktoś mi wreszcie powie, o co tu chodzi?
- Gdybym wiedział, że uwodzisz moją siostrę, to pewnie bym ci faktycznie powiedział! - odparował Horace. - Jak mogłeś tak z nią postąpić?
- Myślałem, że jest wdową!
- I to cię ma usprawiedliwić?
W tym momencie do foyer wpadła Dulcie. Oczy miała szeroko rozwarte.
- Horace? Co się stało?
Horace rzucił się ku niej.
- Witaj, najdroższa. Nie martw się. To nic takiego. Po prostu omawiamy z panem Hawkiem szczegóły naszej podróży. - Rzucił Adrianowi wymowne spojrzenie. - Prawda, Adrian?
Adrian powściągnął szorstką odpowiedź, którą miał na końcu języka. Czy to możliwe, żeby jedna noc potrafiła przynieść człowiekowi tyle zgryzoty? Jedno wiedział na pewno: jeśli zostawi Hester, nie zmieni to sytuacji na lepsze. Spojrzał na Horace'a, a potem nieco łagodniej na zaspaną Dulcie.
- Tak, tak… Zostało nam jeszcze dosłownie parę szczegółów. Może zechce pani pójść do kuchni? My w tym czasie dokończymy rozmowę.
Poszła, ale dopiero po dłuższej chwili przekonywania, że jej brat George ich nie znajdzie, zanim zdążą wyjechać z Londynu. Adrian zdołał w tym czasie nieco bardziej się opanować. Bardziej, ale nie do końca.
- Co tu się u licha dzieje, Horace? Dlaczego ukrywaliście z Hester, że jesteście spokrewnieni? I dlaczego ona podawała się za wdowę?
Horace pokręcił głową.
- Tego ostatniego nie potrafię ci w pełni wyjaśnić. A jeśli chodzi o to, że jesteśmy rodzeństwem, to sam dowiedziałem się o tym półtora tygodnia temu.
- Półtora tygodnia? Jak to? Czy to znaczy, że ona jest naturalną córką twego ojca?
Horace otworzył usta, usiłując coś odpowiedzieć, po czym machnął ręką.
- To skomplikowane. Diabelnie skomplikowane.
- Jeśli sądzisz, że prawda może odmienić mój zamiar, aby ją poślubić, to zapewniam cię, że nie. Moje własne synostwo też nigdy nie zostało pobłogosławione przez Kościół.
- Ależ nie o to chodzi. Prawdziwy problem polega na tym, że odrzuciła twoją propozycję, a ja nie wiem dlaczego.
Adrian zaklął pod nosem.
- Kto tam pojmie kobietę. Oddawała mi się z taką ochotą…
- Dość! - Horace zasłonił uszy dłońmi. - Ona jest moją siostrą i nie chcę słuchać takich rzeczy. Jeśli jesteś zdecydowany ją poślubić, to masz moje błogosławieństwo i szczere życzenia, żeby udało ci się ją przekonać.
- Czy ojciec podziela twoje stanowisko?
Horace odsłonił uszy i odwróciwszy spojrzenie, zaczął uparcie obciągać na sobie kamizelkę.
- Ojciec o niczym nie wie.
- To znaczy o tym, że porywasz Dulcie? - Adrian urwał, a gdy nie doczekał się odpowiedzi, zmarszczył brwi. - Masz na myśli, że nie wie, iż ona jest jego córką?
To już zakrawało na czysty absurd. Niemniej wiele by wyjaśniało, zwłaszcza wzburzenie Hester, ilekroć znajdowała się w pobliżu Edgara Vasterlinga.
- Pozwól, że zreasumuję - podjął. - Twój ojciec nie wie, że ona jest jego córką, a ty wiesz o tym od półtora tygodnia. Kto jest w takim razie jej matką?
- Nasza matka uciekła od ojca zaraz po moim urodzeniu. Nigdy jej nie znałem. Ani jej, ani Hester. Hester powiedziała mi, że nasza matka zmarła zaledwie parę lat temu, choć ojciec zawsze mi mówił, że zmarła, kiedy byłem niemowlęciem. Za późno, żebym mógł ją choćby poznać. Ale przynajmniej mam siostrę. I kocham ją. - Spojrzał przenikliwie na Adriana. - Masz postąpić z niąjak należy, Hawke. Inaczej odpowiesz przede mną.
Przez parę następnych godzin Adrian złościł się w duchu na te słowa. Zdecydowanie chciał postąpić jak należy wobec Hester, ale ona go nie chciała! Co więcej mógł zrobić?Podczas gdy kobiety przygotowywały prowiant na drogę, ułożyli z Horace'em plan. Mieli pojechać wynajętym powozem Horace'a do Southwark, tam zaś wsiąść w dyliżans do Portsmouth. Stamtąd mieli popłynąć statkiem pocztowym do Dumfries w Szkocji i dopiero wtedy skierować się na południe do Gretna Green. Jeśli będą ich szukać, to na drogach wiodących na północ, a nie na południe i wschód.Adrian miał towarzyszyć im tylko do Portsmouth. Zdecydował, że zamiast jechać do Szkocji, wróci do Londynu. Mieli do załatwienia z Hester pewną niedokończoną sprawę.Dwadzieścia osiem lat czekał, żeby się oświadczyć kobiecie. Miałoby go powstrzymać jakieś świętoszkowate "dziękuję, ale nie"? Niedoczekanie!
Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Hester wybuchnęła płaczem. Nie roniła łez, nie chlipała - wyła, wylewając z siebie cały ogrom nagromadzonego w niej smutku.Do tej chwili się powstrzymywała. Z kamienną twarzą znalazła głęboki koszyk i wysłała go ściereczką. Beż śladu emocji włożyła do niego bochenek chleba, dwa kawałki sera, trzy gotowane jajka, dwie gruszki i okrągłą tarte z jabłkami, jaka została z poprzedniego dnia.Potem ucałowała Dulcie, uścisnęła Horace'a i nakazała, by opisali jej w liście wszystkie szczegóły swej romantycznej ucieczki.Do Adriana nie powiedziała nic.Czekał na zewnątrz, kiedy się żegnali. Wsiadając na konia, posłałjej tylko długie, milczące spojrzenie. Zapowiedź czekającego ją odtąd długiego, samotnego życia.Gdy zniknął jej z oczu, zamknęła drzwi i natychmiast zapłakała. Wsparta o drzwi, szlochała gorzko, rozpaczliwie, boleśnie.Dlaczego on nie wyjechał z Anglii wcześniej, zamiast przychodzić tu, żeby przyłapał go Horace?
Dlaczego Horace i Dulcie wybrali na ucieczkę właśnie tę noc?Dlaczego ona się zakochała w Adrianie Hawke'u, gdy tylu innych mężczyzn stanowiłoby o wiele mniej kłopotliwy wybór?I najgorsze "dlaczego"… Dlaczego on nie oświadczył się jej z innej przyczyny niż obowiązek dżentelmena? Pożądanie i obowiązek, gdy jedyne, na czym jej naprawdę zależało, to była miłość.No, powiedzmy - pożądanie i miłość.Zatkała w przemoczony łzami rękaw. Ta historia z wzięciem sobie kochanka w ogóle jej nie wyszła. Nic dziwnego, że matka stale była tak okropnie zrozpaczona. Dziwne jest tylko to, że uparcie wchodziła w kolejne podobne związki, nieuchronnie skażone na zagładę.Co do niej, to wiedziała, że nigdy więcej do tego nie dopuści. Koniec z mężczyznami, poprzysięgła sobie, ocierając zalaną łzami twarz i macając po omacku za chusteczką. Nigdy więcej. Nigdy! Jeśli kobieta wkłada w związek serce, a mężczyzna nie, może się to skończyć wyłącznie uczuciową katastrofą.Z kuchni dobiegło żałosne skomlenie i odgłosy węszenia. Fifi i Peg… Otarła twarz i ruszyła do kuchni. Cud, że pani Dobbs nie obudziło to ciągłe wchodzenie i wychodzenie. Nie chciałaby stanąć z nią twarzą w twarz w takiej chwili jak ta.Ale może mieć teraz inne towarzystwo. Dwie wdzięczne istoty ruszyły za nią na górę i bez wahania wskoczyły w zmiętąjeszcze pościel. Przynajmniej psy ją kochają.Poczochrała kudłate łebki i wgramoliła się za pupilkami do łóżka. Były teraz jedyną pociechą, jaka będzie jej dostępna przez długi, długi czas.
- Jakież to okropne - mamrotała pani Dobbs w drzwiach sypialni Hester. - Spać do południa, a ja w tym czasie musiałam odprawić z kwitkiem troje ludzi. I do tego każdy mówi, że ma bardzo ważną sprawę!
Ostatnie słowa tej tyrady natychmiast przebudziły Hester, choć nie zdołał tego zrobić słoneczny blask, woń kawy ani wcześniejsze narzekanie służącej. Odrzuciła kołdrę z twarzy i uchyliła opuchnięte powieki.
- Ważną sprawę?
- Bardzo ważną, mówili. Ale ja też mam do pani ważną sprawę. W spiżarni pusto! Ktoś zakradł się w nocy i wyniósł nam zapasy. - Popatrzyła podejrzliwie na psy. - Czy one tu były z panią całą noc?
- Tak.
Zamknęła oczy i przywołała w pamięci minioną noc. Ileż rozmaitych uczuć się w ciągu niej przewaliło. W finale był jednak smutek i poczucie straty. Wciąż była nimi owładnięta i obawiała się, że tak już pozostanie na zawsze.
Z trudem usiadła.
- Co do jedzenia, to wyjaśnię później. A kto miał do mnie tak pilny interes?
Pani Dobbs przyjrzała się jej uważnie. Uniosła brwi.
- Moje dziecko, wygląda na to, że źle się pani czuje.
O, tak. Znacznie gorzej niż wyglądam.
- Czuję się doskonale - powiedziała na głos. - Kto przychodził z wizytą? Gospodyni sapnęła z irytacją.
- Najpierw ten stary dżentelmen, starszy pan Vasterling. Szukał swojego syna. Wyglądał na okropnie strapionego.
- Sam przyszedł?
- Sam. A raptem pół godziny później zjawił się ten lord Ainsley, co to nikt z nas go nie lubi. Podobno miał wyjechać z Londynu. Tak pani mówiła. A tu nagle stoi przed naszymi drzwiami. - Utkwiła spojrzenie w Hester, oczekując wyjaśnień.
Nie, nie otrzyma ich. W każdym razie nie w tej chwili. Im mniej osób wie o Dulcie i Horasie, tym lepiej.
- Zostawił jakąś wiadomość?
- Tylko taką, że ma się pani u nich pokazać, jak tylko się pani obudzi.
Hester jednym ruchem opuściła stopy na ziemię i wstała.
- Ach tak? Chyba zapomniał, że już dla nich nie pracuję, a zatem nie podlegam jego rozkazom.
Pani Dobbs wciąż wpatrywała się przenikliwie w Hester.
- Ja tak myślę, że jego siostra uciekła. Wyglądał jak szaleniec i był taki wściekły! A że starszy pan Vasterling szukał syna… Czy to możliwe, że nasza kochana panna Dulcie uciekła z tym sympatycznym młodym panem Vasterlingiem?
Hester zmarszczyła brwi i schyliła się, pod pretekstem, że wkłada ranne pantofle.
- To raczej nieprawdopodobne. Mam nadzieję, że mu pani tego nie zasugerowała.
- Skąd. Na moje oko dziewczyna będzie szczęśliwa, kiedy poślubi tak sympatycznego młodzieńca jak Horace Vasterling.
To prawda, pomyślała Hester. Na głos zaś spytała:
- Zdawało mi się, że wspomniała pani o trzech wizytach. - Czyżby Adrian znowu próbował się z nią skontaktować?
- Tak, i chyba sama potrafię odgadnąć, jaka to wiadomość. - Pani Dobbs podała Hester kopertę. - To od panny Annabelle Finch i jej matki. Obie były takie rozpromienione… Ja myślę, że przyjęła oświadczyny.
Hester rzuciła okiem na liścik wykaligrafowany zbyt poprawnym, starannym pismem Annabelle.
- Tak, rzeczywiście. Zaręczyła się z Peterem Martinsonem. - Podniosła oczy. - To wspaniała wiadomość.
Istotnie, wspaniała. Dlaczego więc musiała zamrugać, by powstrzymać nową falę łez?
- Czy to nie ten, który i jej się podobał?
Hester pokiwała głową, gdyż obawiała się mówić. Gardło ściskały jej sprzeczne uczucia. Cieszyła się szczęściem Annabelle, ale tym dotkliwiej odczuwała własny smutek. Po raz kolejny fabrykantka panien młodych dopięła celu… Sezon nie osiągnął jeszcze półmetka, a już dwie z trzech jej podopiecznych są pomyślnie zaręczone. Jeszcze tylko Charlotta była do wzięcia.I ona sama.Dawniej Hester nie przejmowała się własną samotnością. Teraz jednak wszystko zmówiło się, by jej przypominać, że jest i zawsze pozostanie sama.Wczoraj Adrian się jej oświadczył.Zacisnęła zęby. Przyłapany przez jej brata nieomal in flagranti, Adrian nie miał innego wyjścia, niż się oświadczyć. Nie była jednak głupia, by wychodzić za mąż na tak wątłej podstawie, i on bez wątpienia też poczuł ulgę. Jego miłość własna z pewnością zanadto nie ucierpi na skutek jej odmowy. Wyjechał, więc zapomni.Wyjechał…
- Nie wychodzę dzisiaj z domu - powiedziała, wkładając szlafrok.
Gospodyni cmoknęła ze współczuciem.
- Faktycznie, wygląda pani trochę blado. W takim razie może przyniosę śniadanie tu, na górę?
- Dobrze. - Hester usiadła przy biurku i spróbowała zebrać myśli. - Chciałabym, żeby pan Dobbs zawiózł moją odpowiedź Annabelle, gdy tylko ją napiszę.
- A co z dwoma pozostałymi gośćmi?
Hester tylko pokręciła głową. Ojciec i George Bennett nie zasługują na żadną odpowiedź z jej strony, podobnie jak na pomoc w odszukaniu bliskich.Niedługo dostaną wiadomość o małżeństwie Dulcie i Horace'a. A do tego czasu mogą się martwić, ile im się podoba.Czuła się parszywie. Dlaczego nie mają czuć się parszywie i oni?
Dostları ilə paylaş: |