Becnel Rexanne Lęk przed miłością



Yüklə 1,06 Mb.
səhifə21/21
tarix03.04.2018
ölçüsü1,06 Mb.
#46569
1   ...   13   14   15   16   17   18   19   20   21

25


Wreszcie ją znalazł!Pierwszym odruchem Adriana było porwać Hester w ramiona i całować ją tak długo, dopóki nie zgodzi się za niego wyjść. Całować, prosić, pieścić.A jednak wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedział, że może to być niewłaściwy krok.Zamknął za sobą drzwi.

- Dobrze się czujesz?

Wpatrywała się w niego okrągłymi z wrażenia oczyma.

- Ja… Nie… Co ty tu robisz?

- A jak myślisz, co ja robię, Hester? Szukam cię. Nie mogłem pojechać do Szkocji bez ciebie…

- Ja nie pojadę! Ja…

- …a więc wiedziałem, że i do Ameryki nie mogę pojechać bez ciebie -ciągnął, tak jakby wcale mu nie przerwała.

Zmarszczyła czoło. Pokręciła głową.

- Nie mogę za ciebie wyjść. Nie mogę!

- A zatem - ciągnął, zdecydowany ignorować jej protesty - a zatem, jeśli nie zechcesz ze mną jechać, to chyba ja będę zmuszony zostać z tobą.

- Nie - zapłakała. - Nie chcę więcej o tym mówić. Zanadto jestem…

- Dlaczego?…

I nagle zobaczył dlaczego. Za plecami Hester, w salonie, pojawił się Edgar Vasterling - i zatrzymał się, widząc w foyer ich dwoje. Adrian z miejsca wyczuł, że coś między nimi zaszło.

- Czy twój ojciec wie? - spytał, zniżając głos.

Zesztywniała. Miał wrażenie, że mu nie odpowie. Jednak, pociągnąwszy nosem, uniosła głowę i odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić.

- Powiedziałam mu o Horasie i Dulcie. - Wzięła chusteczkę, którą jej podał, i otarła twarz. - Dziękuję. I powiedziałam mu… powiedziałam mu, kim jestem.

- Ach tak. Ale czy powiedziałaś mu o wszystkim?

- O wszystkim? - Oczy miała zapłakane, ale gdzieś w ich głębi mignął popłoch. Sądziła, że on ma na myśli ich schadzkę. Uniosła podbródek, dumna i uparta pomimo wiszących na rzęsach łez. - Powiedziałam mu wszystko to, co powinien o mnie wiedzieć, nie więcej.

Adrian pomyślał, że nigdy nie zdoła w pełni zrozumieć Hester Poitevant, Hester Hawke in spe. Będzie dla niego nieustającą niespodzianką, zawsze zachowującą się inaczej, niż powinna kobieta z jej sfery. Sroga wdowa, która nie tylko nie jest sroga, ale nie jest też wdową. Dziewica, która oddała mu się bez żadnego ukrytego motywu, w szczególności motywu matrymonialnego. Samotna kobieta, która dobrze wiedziała, jak o siebie zadbać. Ale czy była szczęśliwa?A co ważniejsze, czy on potrafi ją uszczęśliwić?Wiedział tylko, że będzie się starał.Podjął wielkie ryzyko, wracając tutaj, i miał podjąć jeszcze większe, największe ryzyko w jego pełnym nieustannego ryzyka życiu. Wszystko albo nic. Zwycięzca weźmie wszystko.

- Mówisz, że powiedziałaś mu wszystko. - Podszedł do niej i ujął ją za ramiona. Powiódł po nich dłońmi w górę i w dół. - Nie mogłaś powiedzieć mu wszystkiego, co powinien o tobie wiedzieć, bo nawet ty nie wiesz wszystkiego. Czy powiedziałaś mu na przykład, jaka jesteś miła? Jakie dobre masz serce? Jaka jesteś dzielna i jaka nieobliczalna? - Nachylił się bliżej, tak że ich twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów. - A czy powiedziałaś mu, co zrobiłaś ze mną?

Zobaczył, że stojąca za plecami Hester Verna DeLisle, jej przyjaciółka, uśmiecha się. Wiedziała, do czego on zmierza. I stary pan Vasterling, pomimo opłakanego wyglądu, najwyraźniej zaczynał pojmować. Tylko Hester, jego uparta, niemądra, kochana Hester nie rozumiała, o czym on mówi. No, ale czyż on sam nie okazał niezwykłej wprost tępoty w tej sprawie?

- Czy powiedziałaś mu, że się w tobie zakochałem? - Wpatrywał się w jej śliczną, zdumioną twarz, pragnąc, by uwierzyła w siłę i głębię jego uczuć. Trudno było wyrazić to, co czuł, za pomocą słów, ale nie miał innego sposobu. -Kocham cię, Hester. Nieważne, gdzie będę mieszkał, ważne, żeby z tobą. W Szkocji, w Ameryce, w Londynie… Wszystko to tylko miejsca na mapie. Cocham cię i chcę dzielić z tobą życie. Chcę, żebyś za mnie wyszła… - urwał. - Nie, to coś więcej niż zwykłe pragnienie. Ja potrzebuję, żebyś za nnie wyszła. Błagam cię o to.

Ukląkł przed nią na jedno kolano i patrzył z półuśmiechem na twarzy. Serce jednak waliło mu ze strachu.

- Wyjdziesz za mnie? Proszę…

Hester słyszała, co mówił. Nie mogła jednak uwierzyć w to, co usłyszała. On ją kocha?

- Wyjdź za mnie, Hester. Kocham cię i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś była szczęśliwa.

Chciała… Och, jakże chciała powiedzieć "tak", rzucić się w jego ramiona jechać z nim, gdzie tyłko zechce. Do Szkocji, do Ameryki… Nieważne gdzie. Jednak coś w jego słowach ją zaniepokoiło. Coś, co zanadto przypominało to, co powiedział jej ojciec.

Spojrzała w urodziwą, szczerą twarz Adriana.

- A jeśli… A jeśli miłość nie wystarczy? - Podniosła oczy i spojrzała na ojca. - Nie wystarczyło, że on kochał moją matkę. Skończyło się na tym, że ą znienawidził.

Przez długą chwilę patrzyli aa siebie z ojcem, i nagle Hester zaniepokoiło coś innego. Może ona wcale nie jest podobna do matki, ale raczej do ojca? Zbyt oschła, zbyt surowa, by mogła być szczęśliwa w małżeństwie, za kogokolwiek by wyszła…Jak gdyby czując jej obawę, ojciec postąpił ku niej, stary człowiek odrzucony przez żonę, a teraz przez córkę. Ani na chwilę nie spuszczając z niej oczu, podszedł do drzwi foyer i się zatrzymał.

- Myślę, iż problem nie polega na tym, że kochałem Isabelle, tylko że ona nnie nie kochała - powiedział. - Miłość jednej osoby to za mało. Nierównowaga uczuciowa staje się torturą dla obu stron. Pułapką. - Podniósł głowę spróbował się uśmiechnąć, ale był to uśmiech znużony i wyczerpany. - Hawke powiedział, że cię kocha. A ty, moje dziecko, kochasz go?

Tak! - krzyknęła bezgłośnie.

Znów wróciła spojrzeniem do Adriana. Nie poruszył się. Wciąż klęczał, rzymając jej dłonie w swoich, i wpatrywał się z przejęciem w jej twarz.

- Kochasz mnie? - spytał ledwie dosłyszalnym szeptem.

- Tak. - Z wysiłkiem przełknęła ślinę, walcząc z nową falą łez. Tyle że tym razem były to łzy szczęścia. Miłości i szczęścia. - Tak, kocham cię -szepnęła nieco głośniej. - Kocham cię - powtórzyła.

- Dzięki Bogu!

Zerwał się i zagarnął ją w ramiona, przyciskając do siebie tak mocno, że zbrakło jej tchu. Ale to jej nie przeszkadzało. Ona też go objęła i przycisnęła z całej siły. Chciała być jak najbliżej niego, bliżej niż to było możliwe teraz, gdy byli ubrani, a dookoła tłoczyli się gapie.

- A więc wyjdziesz za mnie? - Ucałował jej skroń, oczy, policzek, wreszcie zbliżył się do ust.

- Tak. Tak… - Reszta słów zginęła, gdy ich usta się spotkały, by przypieczętować obietnicę.

Ktoś zaklaskał w dłonie. Ktoś inny wydmuchał nos.Dla Hester istniał jednak w tej chwili tylko Adrian, którego trzymała w ramionach. Adrian, który wyznał jej miłość. Tylko tego pragnęła, niczego więcej. Poślubi człowieka, którego kocha, tak jak ojciec kochał jej matkę. Jednak inaczej niż w przypadku ojca, ona także była kochana. Wzięła sobie kochanka, tak jak robiła to matka. Tylko że jej kochanek okazał się jedyną miłością jej życia i wkrótce miała go poślubić.Oderwała się od Adriana, tknięta nagłym olśnieniem. Nie, ona nie była taka, jak którekolwiek z jej rodziców. Oni spaprali swoje małżeństwo i zapłaciły za to ich dzieci. Ale oni sami także zapłacili sporą cenę.Odwróciła się i spojrzała na ojca. Uśmiechał się, tak jakby naprawdę cieszył się jej szczęściem.Nie potrafiła zmusić się do tego, by zrewanżować się uśmiechem. Skinęła jednak głową.To był początek.

Epilog


Horace i Dulcie przybyli do doku St. Catherine jako pierwsi. Zabrali ze sobą bliźniaczki, a także wózek, by załadować na niego bagaż Hester i Adriana. Zaraz potem dotarli na miejsce Edgar i Verna Vasterlingowie. Nie było tak wcześnie - amerykański szkuner wpływał właśnie na wyznaczone miejsce postoju. Szło mu to gładko, jednak zgromadzonym na nabrzeżu ludziom wydawało się, że wieki upłynęły, zanim wreszcie zrzucono trap.Hester stała na pokładzie z kwilącym Garrettem w ramionach. Trzy lata spędzone w Ameryce - trzy lata szczęścia, o jakim nie marzyła - sprawiły, że jej wrogość wobec ojca znacznie osłabła. Rozumiała teraz oboje rodziców. Rozumiała, jak źle byli dobrani, i nie winiła już ojca za spędzone bez niego dzieciństwo i młodość.Wystarczyło, by wyobraziła sobie siebie samą, wychowaną na wsi i wydaną za mąż za jakiegoś przeciętnego jegomościa. Gdyby jej przeszłość była inna, inna byłaby również teraźniejszość. Nie miałaby nic z tego, co koniec końców udało się jej osiągnąć. Nie miałaby Adriana!Potarła nosem karczek Garretta, zachęcając go, by jeszcze raz spróbował stanąć na własnych nóżkach i pobiec. Miała teraz więcej, niż mogła sobie dawniej wyobrazić. Bez wątpienia więcej, niż miał kiedykolwiek jej ojciec -gdyż jej mężem był człowiek, którego kochała, a on kochał ją.Poszukała wzrokiem sylwetki ojca w dole, w tłumie oczekujących. W pewnym sensie ojciec pomógł jej lepiej poznać siebie samą. Listy, jakie wymieniali w ciągu tych paru lat, pozwoliły jej przemyśleć wiele spraw. Teraz jednak, gdy patrzyła na niego z przeciwnej strony coraz bardziej kurczącego się wodnego pasa, znów się obawiała, że wrogość do ojca może powrócić.

- Będzie dobrze - powiedział Adrian, podchodząc. Wziął z jej ramion Garretta i posadził sobie dwuletniego łobuziaka na karku, mocno przytrzymując go za kolanka. Drugą ręką objął ją za ramiona. - Na pewno Verna jest dla twojego ojca wielkim pokrzepieniem, a on dla niej. Ludzie nie powinni być sami.

Hester przechyliła głowę i wsparła ją na ramieniu Adriana. Jak to dobrze, że on tak doskonale rozumie jej uczucia i zawsze gotów jest ją pocieszyć. Nie była w stanie wymazać przykrych wspomnień z dzieciństwa, ale bez wątpienia Adrian sprawił, że stały się dla niej mniej istotne.

- Wszyscy prezentują się nieźle - powiedziała. - Horace wygląda jak prawdziwy ziemski właściciel, prawda?

Adrian zachichotał.

- Masz na myśli, że jest korpulentny i zadowolony z siebie?

Hester szturchnęła go łokciem.

- A dlaczego by nie miał być zadowolony? I Dulcie też. O, popatrz, bliźniaczki! Ależ to będzie wesoła gromadka, one i ich duży kuzyn Garrett!

- Twój ojciec dobrze wygląda - zauważył Adrian.

- Uhm…


- Lepiej niż dawniej. Ale cóż, małżeństwo na ogół służy mężczyźnie. Małżeństwo z właściwą kobietą - dodał, wyciskając pocałunek na jej skroni.

Hester pilnie przyglądała się ojcu. Stali ramię w ramię z Verną, jego żoną od dwóch lat. Kiedy jej o tym napisali, właściwie chciała się czuć obrażona. Zanadto była jednak uszczęśliwiona narodzinami Garretta, aby móc się zbyt długo złościć. Z czasem przyzwyczaiła się do tej myśli, a gdy teraz widziała ich razem, czuła, że ulatują z niej resztki niechęci.Zmrużyła oczy. Ojciec wyglądał jakoś inaczej, niż go zapamiętała. Stał wyprostowany, uśmiechając się do nich. A jaką przyjemną miał na sobie kamizelkę! I jaki modny kapelusz… Uśmiechnęła się do siebie. Wygląda na to, że ojciec stał się nieco próżny, odkąd przeprowadził się do Londynu. To bez wątpienia robota Verny.Któż mógłby dawniej przypuścić, że ojciec pozostawi rodową posiadłość Horace'owi i że zrobi się z niego na starość bon vivant? No, ale czy ktokolwiek mógł przypuścić, że ta pruderyjna niewiasta, londyńska fabrykantka panien młodych, tak ochoczo zrezygnuje z prowadzenia swej firmy? O wiele szczęśliwsza była jako żona i jako matka dwóch amerykańskich Szkotów, którzy stanowili centrum jej świata. Z czasem jednak, być może, wznowi swoją Akademię Mayfair. Ileż było w Ameryce kobiet, którym przydałaby się jej pomoc!Spuszczono trap. Hester, Adrian i Garrett dobiegli pierwsi. Uściski, pocałunki, okrzyki, komplementy… W pewnej chwili Hester ujrzała syna w ramionach swego ojca. Chłopak nie wydawał się ani trochę onieśmielony czy wystraszony. Ojciec dyndał przed nim zegarkiem na łańcuszku i przystawiał mu go do ucha, by usłyszał, jak tyka.

- Śliczny chłopczyk, Hester. Mocny, krzepki. - Popatrzył na nią z wahaniem. - Śliczny chłopczyk - powtórzył.

- Tak, to prawda. - Sięgnęła, by powstrzymać Garretta przed włożeniem zegarka do buzi. - I łobuziak… Wejdzie ci na głowę, jeśli mu pozwolisz.

- Widzę, że służy ci macierzyństwo.

Wyprostowała się szybko.

- Tak myślisz?

Skinął głową i powoli uśmiech zaczął rozjaśniać jego pooraną bruzdami twarz.

- I macierzyństwo, i małżeństwo. Wyglądasz na szczęśliwą.

- Bo jestem szczęśliwa. I to bardzo.



To była prawda. Minione parę lat dało jej tyle szczęścia! Ale dopiero teraz, gdy zobaczyła swoje dziecko w ramionach dziadka, poczuła, że to szczęście jest pełne.Lekki dreszcz przebiegł jej po plecach. Czy jesteś tu z nami, mamo? Mam wrażenie, że tak…Wkrótce Adrian poprowadził ją ku czekającym na nich powozom.

- No - szepnął jej do ucha, gdy pozostali tłoczyli się obok pojazdów, debatując, kto będzie siedział w którym. - Wygląda na to, kochanie, że najgorsze mamy za sobą.Pod wpływem impulsu zwróciła się ku niemu i pocałowała go prosto w usta, długo, gorąco, jak kochanka. Tu, na oczach wszystkich. Ktoś stłumił chichot, ale nie dbała o to. Była teraz cząstką dużej, hałaśliwej rodziny: siostrą, córką, matką ukochanego dziecka i żoną mężczyzny, który był jej kochankiem i jej jedyną prawdziwą miłością.Minęło trochę czasu, ale w końcu fabrykantka panien młodych sama została panną młodą - i nie tylko…
Yüklə 1,06 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   13   14   15   16   17   18   19   20   21




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©muhaz.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

gir | qeydiyyatdan keç
    Ana səhifə


yükləyin